Zaglądaliście kiedyś w oczy bestii? Nowa 105-tka ART od Sigmy to BESTIA, a co najmniej potężny ZWIERZ. Tak go zresztą pieszczotliwie ochrzciłem. Pamiętam, kiedy wyciągałem z futerału 85-tkę ART – byłem zaskoczony jej ciężarem i budową. To jednak nic w porównaniu do Sigmy 105 mm F1.4 ART. Naprawdę kawał szkła. Niesamowite światło F1.4 robi swoje – przednia soczewka ma 105 mm średnicy! W każdym razie, kiedy idziecie ze ZWIERZEM przez miasto, oglądają się za Wami nie tylko dziewczyny.
Sigma 105 mm F1.4 ART to stałoogniskowy obiektyw o bardzo nietypowej budowie. Jego jasność powoduje, że trzeba było zastosować bardzo duże, przednie soczewki. To implikuje jego wagę (1,6 kg) oraz takie rozwiązania, jak montowanie prosto do statywu. Mocowanie statywu można zdjąć, wkładając na jego miejsce elegancki gumowy ring – pamiętajcie tylko, aby wtedy trzymać raczej za obudowę obiektywu niż tylko za sam aparat. A co daje nam ZWIERZ w tych swoich 105 mm?
Konstrukcja obiektywu i jakość jego wykonania to najwyższa klasa. Ja jestem na to mocno wyczulony i doceniam smaczki. Obiektyw wygląda, jakby był wykuty z jednego kawałka stali i szkła. Wszytko jest doskonale dopracowane i dopasowane. Przykładem niech będzie wspomniany wyżej dodatkowy ring mocujący do statywu. Aby uniemożliwić jego przekręcanie się, skonstruowano specjalne trzpienie na obwodzie obiektywu, które muszą wskoczyć w zapadki na mocowaniu. Te same trzpienie spasowane są idealnie z gumowym ringiem, który zakłada się zamiast holdera, i który dzięki tym trzpieniom nie obraca się na śliskim metalu. Konstrukcja i wykonanie choćby takich elementów pokazują z jaką uwagą Sigma traktuje linię obiektywów ART. O jakości soczewek i tego, jakie rysują obrazy niżej. Dodawana jest też w komplecie dedykowana osłona przeciwsłoneczna ze specjalnym, zakręcanym na zewnątrz mocowaniem (jak w długich obiektywach typu 500 mm).
Pamiętacie pewnie moje zachwyty nad jakością obrazu, malowanego przez Sigmę ART 85mm. Wszyscy zadają sobie pewnie pytanie, czy Sigma utrzymuje ten wysoki poziom w innych obiektywach? Absolutnie tak! Choć trzeba być świadomym kilku kwestii. Ja na przykład byłem nieco rozczarowany w pierwszych chwilach, bo zdjęcia wykonane 105-tką wydawały mi się nieostre. Zrobiłem dedykowany test, który mogliście oglądać live (zapraszam na fanpage na FB). Wszystko okazało się w porządku – obraz ostry jak brzytwa od największej dziury, ale… jeśli aparat stał na statywie. A więc kwestią pierwszą jest ciężar. Zwykle nie trzymamy w rękach ponad 1,5 kg obiektywu – wierzcie mi, do tego trzeba się przyzwyczaić. Jakie mamy opcje? Monopod, statyw. To wyklucza nieco pracę ze 105-tką w warunkach street-owych. Zresztą na ulicy ten sprzęt zwraca stanowczo za dużą uwagę. Chodziłem z nim po mieście i na stałe bym tego nie rekomendował. Nie mówiąc o kurczu ręki który poczujecie szybciej niż myślicie. Podobnie z szybkością podniesienia aparatu do oka – trzeba mieć naprawdę wyćwiczony biceps. Jakie więc jest idealne zastosowanie dla Sigmy 105 mm F1.4 ART? Według mnie studio i kontrolowany plener, czyli wszędzie tam, gdzie spokojnie ustawimy go na statywie lub też możemy co chwilę go odłożyć oraz nie „straszymy” nim przechodniów/modeli.
Ostatni projekt, który robiłem – Industrial Dance – był w całości sfotografowany dwoma ART-ami – Sigma 14mm F1.8 oraz właśnie 105-tką. Po kilku dniach obcowania ze „Zwierzem” przyzwyczaiłem się na tyle, aby używać go swobodniej z ręki. Całe szczęście, że fotografuję bezlusterkowcem Sony 7RII – trochę ciężko byłoby mi wyobrazić sobie całodzienną sesję z dużą puszką typu Canon czy Nikon… Ale pewnie kwestia przyzwyczajenia.
Co dała mi praca ze 105-tką? Przede wszystkim ogromną swobodę i elastyczność, jeśli chodzi o zabawę ze światłem. Fotografowaliśmy w trudnych, kontrastowych warunkach – stara fabryka, dużo cieni, ostre jesienne światło pod kątem ostrym – razem z możliwościami ISO aparatu mogłem niemal wszystko. Przysłona 1.4 daje niesamowity bokeh – choć 85-tka zrobiła na mnie pod tym względem większe pierwsze wrażenie – może to być syndrom „pierwszego razu”, więc chętnie bym usłyszał inne opinie. Wracając do głębi ostrości. Zrujnowana fabryka, gdzie realizowaliśmy sesję, dawała niesamowite opcje jeśli chodzi o kadry, ale tło często dawało wrażenie „bałaganu” (no a jak inaczej miałoby być w zrujnowanej fabryce?). Dzięki głębi ostrości F1.4 mogliśmy bawić się tłem bardziej jak plamami barwnymi i geometriami niż rzeczywistymi obrazami. 105-tka ostrzy od największej „dziury” tak samo, jak pozostali członkowie rodziny ART. Dodam jeszcze, że fotografowałem wersją z mocowaniem Sony-E. Zestaw działał bez najmniejszego zarzutu. Autofokus działał szybko i bezbłędnie.
Czy warto więc mieć w swojej kolekcji „Zwierza”? Odpowiem, że… to zależy do czego. Jeśli szukacie opcji do ganiania po ulicy – na pewno nie. Jeśli jesteś fotografem studyjnym/plenerowym i raczej pracujesz ze statywem/monopodem oraz zależy Ci na najwyższej jakości obrazach – nie myśl długo. Jakość obrazu, jak przy każdym z ART-ów jest kosmiczna. Duży szacunek dla Sigmy za utrzymanie równej jakości i powtarzalności tej linii szkieł. Mnie martwi tylko jedno – jak żyć przy takim wyborze?
Daniel Petryczkiewicz, ambasador marki SIGMA