105-tka „wpadła” w moje ręce pod koniec lata 2018 roku. To była miłość od pierwszego wejrzenia, a raczej kadru. Poniższy opis będzie więc zdecydowanie inny niż wszystkie. Nie znajdziecie w nim informacji dotyczących budowy czy parametrów technicznych. Takie detale dostępne są niemal w każdym serwisie fotograficznym i na stronie marki. A dla mnie dobry obiektyw to coś więcej niż parametry. W tekście znajdziecie natomiast odpowiedź na pytanie DLACZEGO? Dlaczego tak bardzo pokochałam Sigmę 105mm F1.4 Art?
Pierwszy dotyk był jak czułe wspomnienie… prawie motyle w brzuchu, bo tak czuje się fotograf, kiedy bierze do ręki kolejny nowy obiektyw, w którym widzi nowe możliwości. Ogromna średnica wcale mnie nie przeraziła. Wiedziałam bowiem, że musi kryć niesamowite możliwości. Tak też się stało.
Po podpięciu obiektywu do mojego Canona 5D Mark IV i wykonaniu pierwszego zdjęcia wiedziałam, że tego dnia już go nie odepnę. Każde kolejne zdjęcie przyprawiało mnie o dreszcze, a „ochom i achom” nie było końca. Zastanawiacie się zapewne, dlaczego…? Do tej pory praktycznie wszystkie plenery robiłam obiektywem Canon 135 mm 2.0 i przyznam szczerze, że do dziś go uwielbiam. Jednak od tamtego wspomnianego, letniego dnia po dzień dzisiejszy przeleżał w fotograficznej torbie, choć do dziś mam go zawsze przy sobie.
ROZMYCIE TŁA
Pierwsza różnica pomiędzy nimi to odległość od modeli, która w mojej fotografii ma ogromne znaczenie. Mówię tu o współpracy przede wszystkimi z dziećmi, bo to mój główny kierunek fotograficzny. Fakt, że mogłam mocniej zbliżyć się do moich małych modeli, nie tracąc przy tym tego wspaniałego rozmycia tła, wywoływało u mnie absolutny zachwyt.
Każda kolejna fotografia tylko potwierdzała jego możliwości. Fotografuję tylko na pełnych przysłonach obiektywów (mówiąc oczywiście o plenerach), stąd bardzo często pojawiają się pytania – czy to rozmycie to Photoshop czy obiektyw? I właśnie w tym przypadku widać doskonale, jak cudownie maluje ten obiektyw. Bo wszystko, co widzicie na zdjęciu powyżej, poza kolorami, nasyceniem barw czy retuszem, „wyszło” prosto z obiektywu.
CELNOŚĆ
Kolejnym bardzo istotnym elementem, który biorę pod uwagę w ocenie obiektywu to celność. Często robię testy w taki sposób, że wykonuję do 10 zdjęć danego ujęcia z różnych perspektyw sprawdzając jednocześnie, ile zdjęć następujących kolejno po sobie jest ostrych. 105 mm dała radę wyśmienicie i pierwsze próby to 8/10. Zaznaczam, że to był mój pierwszy dzień z tym obiektywem i miałam duże wątpliwości, czy dam radę fotografować nim dłużej niż 2 godziny.
SZYBKOŚĆ
Szybkość ma w fotografii dziecięcej niebagatelne znaczenie. Zapewne domyślacie się, że mali modele nie są zbyt cierpliwi. Dlatego to kolejna zmienna, pod kątem której testuję zawsze nowe obiektywy. Poniższe zdjęcie było doskonałą okazją, by to sprawdzić. Metalowa miska wypełniona była bowiem jabłkami i łącznie ważyła około 5 kilogramów. Uwierzcie – niezwykle ciężko było w tej sytuacji wykonać kadr, który miałam w głowie. Sprzęt w tym wypadku miał ogromne znaczenie. Tu również Sigma 105mm F1.4 Art dała radę bez problemu, gdyż dwa pierwsze czynniki, a więc mała głębia ostrości i celność, zadziałały genialnie.
ŚWIATŁO
Byłam bardzo ciekawa, jak obiektyw poradzi sobie z trudniejszym światłem i postanowiłam wypróbować go o poranku, przy wschodzącym słońcu. Brzeg jeziora, bardzo małe odejście… a jednak znów wszystko zagrało fantastycznie.
Zarówno rozmycie pierwszego, jak i ostatniego planu to dzieło tego cuda, jakim okrzyknęłam obiektyw Sigmy. Przez cały dzień fotografowałam nim bez przerwy, w trwającym około 6 godzin dniu fotograficznym, gdzie prowadziłam warsztaty. Nie zawiódł ani na chwilę.
WNĘTRZA
Wisienką na torcie było dla mnie wykorzystanie go we wnętrzach, gdyż do tej pory fotografując w plenerze i przenosząc się do wnętrz wymieniałam zazwyczaj obiektyw na krótszy, w tym przypadku Canon 85 mm. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że i tutaj Sigma 105mm F1.4 Art radzi sobie wyśmienicie – zwłaszcza z celnością, którą swobodnie pracuje przy większych odległościach od fotografowanych obiektów. Wnętrza bardzo tą swobodę ograniczają, dlatego jakież było moje zdziwienie, gdy w ponurych i ciemnych piwnicach starego młyna obiektyw ponownie sprawdził się doskonale.
Przyznam szczerze, że po cały dniu i kolejnym poranku czułam rękę i te 1,2 kg wagi. Trudno o tym nie wspomnieć, ale radość z takich fotografii całkowicie wyeliminowała moje obawy co do jego użytkowania na co dzień. Wszystkie zdjęcia wykonuję z ręki i nigdy nie używam żadnych statywów.
Jak do tej pory były same „ochy i achy”, jednak trzeba też wspomnieć, że obiektyw, choć fantastycznie sprawuje się zarówno w plenerze, jak i we wnętrzach, nie jest na początek dla każdego. Jego waga nieco determinuje i według mojej oceny obiektyw nadaje się przede wszystkim do mocnych body wraz z gripem. Takie połączenie stabilizuje jego wagę i przeciwdziała zwykłej sile grawitacji, która może powodować przechylanie się do przodu, co też w dużej mierze może negatywnie wpływać na ostrość zdjęć. Lekkie drżenie ręki i ostrość nam ucieka, więc nie polecam go do małych crop’ów, zwłaszcza bez gripa.
Bardzo ważna przy współpracy z tym obiektywem jest pewna ręka, a więc minimalne doświadczenie z obiektywami o dłuższych ogniskowych, czyli wszystko powyżej 85 mm. Oczywiście moje uwagi dotyczą osób, które przy fotografowaniu dzieci nie wykorzystują statywu.
STUDIO
Dacie wiarę, że na koniec postanowiłam przetestować ten obiektyw w studio…? Choć na początku nie miałam nawet takiego zamiaru. Stwierdziłam, że ogniskowa nie da rady… za długa. W tych warunkach obiektyw zachwycił ponownie. Co jest w tym przypadku istotne – moje studio ma zaledwie 30 m2 i bez problemu zmieściłam się w kadrze, który miałam zaplanowany. Tu również fotografuję bez statywu.
Przy zdjęciach studyjnych odkryłam go na nowo. Niesamowita ostrość, którą daje i malarskość, która mnie zachwyciła, spowodowały, że dziś nie rozstaję się z nim praktycznie w ogóle. Jak to kobieta, która dostała kolejną piękną rzecz i cieszy się jak dziecko. Miałam okazję, fotografować tym obiektywem również w przepięknych pałacowych wnętrzach, gdzie spectrum działania i możliwości były o wiele większe. Efekty są według mnie po prostu fantastyczne.
JESIEŃ, ZIMA…
Dzieła wszelkich testów dopełniły kadry jesienne, którymi czarowałam od października właściwie o każdej porze dnia i w każdym warunkach, zarówno tych pochmurnych, jak i bardzo słonecznych, w godzinach południowych.
Myślicie zapewne, że już go schowałam do torby… Otóż nie! Plener zimowy okazał się strzałem w dziesiątkę. Tuż przed Bożym Narodzeniem uchwyciłam dwójkę bardzo ruchliwych chłopców, których przyznam szczerze ciężko było okiełznać… Już miałam chwycić za moją 135-tkę, jednak postanowiłam zawalczyć i takim oto sposobem wyszła przepiękna, zimowo-świąteczna sesja.
Z każdą kolejną sesją wiedziałam, że kocham ten obiektyw coraz bardziej. Z pewnością Sigma 105mm F1.4 Art będzie moim obiektywem na lata. Z pełną świadomością i odpowiedzialnością mogę wszystkim polecić go jako dobrą inwestycję i wspaniałe narzędzie pracy. Każdego, kto chciałby potestować, zachęcam do współpracy z Sigma ProCentrum. Wystarczy, że wypożyczycie na jeden dzień i obiecuję, że ciężko będzie się z nim rozstać.
Wszystkim natomiast, którzy wybierają się na moje warsztaty, gwarantuję możliwość przetestowania 105-tki. Z przyjemnością podzielę się wszelkimi szczegółami, dotyczącymi jej wykorzystywania w fotografii dziecięcej, ciążowej i rodzinnej oraz w portrecie.
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i życzę wielu wspaniałych kadrów, pięknego światła i trafionych inwestycji.
Ann Podsiedlik, Sweet Photography