Początek pięknej przygody
Moja przygoda z obiektywami marki Sigma zaczęła się w 2017, gdy stałem się szczęśliwym posiadaczem obiektywu Sigma Art 20mm. Zmienił on całkowicie moje spojrzenie na fotografię i zapoczątkował niesamowitą podróż, która trwa do dziś. W tym samym czasie wymieniłem swojego wysłużonego Nikona d90 na pełnoklatkowego Nikona d700, który wtedy jak dla mnie z nowo nabytą Sigmą był połączeniem idealnym. Pamiętam doskonale to uczucie, gdy wracając ze sklepu zrobiłem kilka testowych zdjęć w nocy na ulicy i mogłem “zamrozić ruch” używając krótszych czasów naświetlania dzięki przysłonie 1.4, które dodatkowo nie były mocno zaszumione i co najważniejsze – ostre oraz z pięknym rozmyciem tła – to było dla mnie wielkie WOW!. Ten moment całkowicie zmienił moje podejście do fotografii, otworzył wiele nowych możliwości dzięki czemu hobby stało się moją pracą. Choć wtedy jeszcze nie byłem wielkim miłośnikiem szerokich kadrów – to nowej Sigmy używałem dosłownie do wszystkiego – krajobrazy, reportaże ślubne, sesje plenerowe, a nawet do portretów – tak portret z 20mm też można zrobić 🙂
Jednak to właśnie przy portretach na dłuższych ogniskowych w szkłach systemowych brakowało mi jakości „Artów.” Dlatego też kolejnym moim krokiem był zakup Sigmy Art 50mm, która do dziś jest moim ulubionym obiektywem – przeżyliśmy razem niesamowitą ilość wspaniałych wypraw i zawsze się znajdzie dla niej miejsce w moim plecaku.
20 i 50mm idealnie się uzupełniają, ale z czasem nabrałem apetytu na jeszcze większe rozmycie tła, oraz na łapanie pięknego bokehu, przy idealnej ostrości na pierwszym planie – to wszystko zapewniała Sigma Art 85mm, która dołączyła do “mojej rodziny”. Posiadając 3 lustrzanki oraz 3 wyżej wspomniane obiektywy wiedziałem, że jeżeli chodzi o sprzęt to nic mi już więcej nie potrzeba – teraz już można martwić się tylko o dobre światło…
Era Bezlusterkowców
Sytuacja się zrobiła trochę bardziej skomplikowana – a przynajmniej wtedy mi się tak wydawało, gdy nabyłem pierwszy aparat bezlusterkowy – był to Nikon z6. Nigdy nie byłem zwolennikiem “braniu udziału w wyścigu” za najnowszymi technologiami – z tego powodu był to już rok 2021, gdzie większość znajomych pracowała na nowszych sprzętach, które były bardzo zachwalane. Nowe mocowanie “Z” zastosowane w Nikonach przyniosło mi wówczas sporo obaw ponieważ moje ulubione obiektywy nie posiadały takiego mocowania, a jedynym sposobem, żeby ich używać był adapter FTZ. Słowo adapter zawsze mi się kojarzyło z pogorszeniem jakości obrazu, spadkiem jasności itp. Na szczęście w tym przypadku było zupełnie inaczej… Sigmy podłączone na “bezlustra” na tym właśnie adapterze zachowywały się (i nadal zachowują) wyśmienicie! Najciekawsze jest to, że były konstruowane na lustrzanki, a w bezlustrach na adapterze działają jeszcze lepiej!, a to wszystko za sprawą wyeliminowania problemu back i front focusu, który często trzeba było kalibrować Sigma Dockiem pod każde body osobno – podejrzewam, że niejedna osoba przez ten temat mogła mieć w nocy koszmary – teraz problem całkowicie zniknął.
Na wielu forach pojawia się często temat czy warto jeszcze używać starszych Sigm Art na adapterze czy lepiej nabyć szkła natywne. Często padają odpowiedzi, żeby wybierać tylko systemowe obiektywy bo są dedykowane do modelu i będą dużo lepsze, ale czy faktycznie tak jest? Osobiście uważam, że nie. Próbowałem podpinać różne nowe obiektywy m.in.. Nikonowską 50 1.8 S i po kilku kadrach uznałem, że to nie jest to – to nie jest ten piękny obrazek, w którym się od razu zakochałem, gdy zrobiłem pierwsze zdjęcie Sigmą Art… Szybkość i trafność AF jest porównywalna, jasność zdecydowanie po stronie Sigmy – jako ciekawostkę muszę dodać, że zdjęcie zrobione Sigmą art 50mm na adapterze FTZ na Nikonie Z6 II na wartości 1.8 było jaśniejsze niż zrobione Nikkorem 50 1.8 S.
Pisząc to – nie mam na myśli, że systemowe Nikkory są złe – bo to również świetne szkła, które mają wiele zalet jak np. waga do, której zaraz wrócimy – sam posiadam jeden egzemplarz – 35mm, który używam na reportażach ślubnych od ponad roku ze względu na jego gabaryty.
Zawsze jednak byłem i nadal jestem zwolennikiem Sigm – dlatego też proponuje potestować trochę różne obiektywy w różnych konfiguracjach, “poczuć to na własnej skórze” a nie tylko sugerować się opiniami innych, że coś jest dużo lepsze lub gorsze.
Małe jest piękne
Powracając do tematu wagi i gabarytu – bo to jest chyba jedyna rzecz na chwilę obecną w Sigmach, którą po tylu latach użytkowania mogę nazwać minusem, a to wszystko za sprawą wyżej wspomnianego braku mocowania pod system Z. Aż tu nagle pojawiają się 3 obiektywy Sigma z tym właśnie mocowaniem! ale… (niestety zawsze musi być jakieś “ale”… ) są to obiektywy przeznaczone na aparaty z matrycą DX. Odkąd jestem posiadaczem aparatów pełnoklatkowych – modele z mniejszym sensorem matrycy przestały mnie zupełnie interesować. Sytuacja się zmieniła, gdy wpadł mnie i mojej Żonie w oko nowy aparat od Nikona Z fc, który był stylizowany na starą analogową lustrzankę FM2. Obydwoje jesteśmy miłośnikami starych przedmiotów z duszą, a ten nowy aparat był tak piękny, że postanowiliśmy przymknąć oko na matrycę APS -C i dać mu szansę jako aparat na różne wyprawy.
W roli podróżnika spisywał się bardzo dobrze – nigdy nie myśleliśmy, że będziemy go wykorzystywać również w pracy. Takim momentem, w który zmieniłem całkowicie zdanie w tej kwestii było podpięcie do Nikona Z fc nowej Sigmy 56mm f/1.4 DC DN Contemporary. Wystarczyło dosłownie kilka ujęć i już była między nami “chemia”. Piękna głębia ostrości, która wyglądała podobnie jak w aparacie pełnoklatkowym, idealna ostrość, szybkość AF, trafność w punkt i co najważniejsze waga i rozmiar! – moja reakcja na to – “no niemożliwe” a jednak możliwe! W tak małej i zgrabnej konstrukcji zostało zawarte wszystko to za co pokochałem obiektywy Sigma z serii Art!
56mm na aparacie z matrycą APS-C po przeliczeniu ogniskowej daje nam wrażenie w użytkowaniu 85mm na pełnej klatce (trzeba jednak pamiętać, że jest to ekwiwalent ogniskowej i jest to nadal 56mm a nie 85 mm) – co czyni z tego obiektywu bardzo fajną portretówkę w dodatku mamy tutaj bardzo małą odległość ostrzenia do pierwszego planu, więc możemy również pobawić się przy detalach.
Widząc do czego jest zdolne to maleństwo postanowiłem spróbować również możliwości Sigmy 16mm f/1.4 DC DN. Wrażenie były dokładnie takie same jak przy 56 mm – demon ukryty w maleńkiej obudowie. Wtedy zacząłem się zastanawiać czy jest sens dźwigać tyle sprzętu, gdy wybieram się na dłuższą sesję w górach, gdzie pod koniec dnia mój plecak oraz plecy mają dość? Głównie na plenerach robię najwięcej zdjęć przy dłuższych ogniskowych, ale szeroki kąt też pasuje przy sobie mieć… Czy nie lepiej zamiast dźwigać Sigmy art 20mm lepiej zabrać do plecaka 420 gramową 16mm? – po 6 miesiącach użytkowania mogę śmiało stwierdzić – oczywiście, że lepiej!
Waga i rozmiar oraz ukryta w tym jakość sprawiła, że oba wyżej wymienione obiektywy na Nikonie Z fc zostają obecnie wykorzystywane przez nas na ślubach. Na zleceniach, gdy reportaż robię wraz z moją Żoną na 2 osoby- to Ania używa teraz tylko tego zestawu – wcześniej pracowała na Nikonie d750 i Sigmię Art 85 (łączna waga ok 2 kg – Anna dalej się upiera, że było to dużo więcej niż 2kg) Nikon Z fc + Sigma 56mm f/1.4 DC DN Contemporary to zaledwie 740g! Wyobraźcie sobie jaki to jest komfort, gdy mówimy czasami o 16 godzinach ciągłej pracy… Po tej zmianie oprócz wygody, trzeba koniecznie wyróżnić trafność i szybkość AF – działa to idealnie (uważam nawet, że jeszcze lepiej niż Nikon Z6 z adapterem i Sigmą 85mm) tutaj naprawdę trzeba się nieźle nakombinować, żeby zrobić nieostre zdjęcie! Kolejną rzeczą, która miło mnie zaskoczyła to błyskanie na sali kilkoma lampami wyzwalanych zdalnie pilotem z poziomu aparatu.
Odkąd pracuje na “Zetkach” to praca z lampami nie przypadła mi do gustu dlatego też noszę zawsze ze sobą na reportaż przynajmniej jedną lustrzankę, którą wykorzystuje w tym celu. Przy Nikonie Z fc wraz Sigmą 16mm f/1.4 DC DN nie odczuwam tego problemu przy błyskaniu i trafności Af – uważam, że jest dużo lepiej niż przy połączeniu Nikon Z6II i Nikkor 35 – więc jest to kolejny duży plus.
Podsumowując krótko te 2 obiektywy – stwierdzam, że dzięki nim można śmiało i bez żadnych kompleksów używać aparatu, który jest przeznaczony do celów amatorskich – również zawodowo. Trzeba oczywiście pamiętać, że przy reportażach ślubnych ważna jest kopia materiału, a Nikon Z fc posiada tylko 1 slot na karty pamięci SD – więc z tym trzeba uważać – ale jak ktoś fotografuje jako tak zwany “drugi strzelec” lub trzeba zabrać ze sobą na zlecenie dodatkowy aparat jako zabezpieczenie to polecam jak najbardziej takie rozwiązanie. Kompaktowość i jakość!
Czekam z wielkim zaciekawieniem jak dalej ułoży się sytuacja z Nikonem oraz Sigmami z mocowaniem Z – mam nadzieję, że to jest tylko kwestia czasu i ujrzymy nowe konstrukcje pod ten system – tym bardziej, że pod inne systemy mamy już Sigmy ze światłem 1.2! Do tego momentu na pewno będę dalej używał swojego ulubionego zestawu składającego się z Sigm art 20, 50 oraz 85mm wspomaganego “młodszymi siostrami” Sigma 56mm oraz 16mm DC DN Contemporary, które na stałe dołączyły do mojej “rodziny”.
Mateusz Marzec Wiosenny Design
Swoją przygodę z fotografią rozpoczął w wieku 15 lat z aparatem analogowym swojego taty – Praktica MTL 5 B, którego w dalszym ciągu z wielką przyjemnością zabiera na różne wyprawy. Przyroda stanowiła jego główną inspirację, dzięki której pokochał tą dziedzinę sztuki. W kadr chwytał głównie pejzaże, rośliny, owady czyli „ukryte piękno”, którego w tak szybkim tempie życia nie dostrzegamy na co dzień. Jest absolwentem 2 letniej szkoły fotograficznej w Krakowie. Od 2009 roku fotograf we własnej firmie Wiosenny Design. Jak sam mówi: Fotografia jest dla mnie czymś więcej niż zwykłą pracą… Dzięki niej czuję, że mogę patrzeć tam gdzie wzrok nie sięga, przenosić obrazy dzikiej, tajemniczej przyrody na mój cyfrowy warsztat, chwytać ulotne chwile, prawdziwe emocje, zamykać je w kadrze skąd już nie uciekną… …gdzie nie zostaną zapomniane… To dzięki temu kocham to co robię, to moja pasja.